Pomógł: 2 razy Dołączył: 17 Mar 2014 Posty: 94 Skąd: Milicz
Wysłany: 2014-04-11, 00:38
Co do tego paraliżu to pierwsze co mi się przypomniało to jak w zeszłym roku przyszedłem na działkę patrze a tam zaskroniec trzyma za nogę moją ząbkę która zawsze wygrzewała się na wodzie.
Zaskrońca wrzuciłem daleko, a ząbkę wyciągnąłem na brzeg, żyła, oddychała ale można było ją dotykać i w ogóle nie reagowała, dopiero po paru godzinach się oddaliła ale już nie wróciła do mojego oczka.
Zaskrońce ponoć jakoś hipnotyzuja czy coś w tym stylu.
Tylko nie wiem w jaki sposób byśmy wyciągał rybę poza oczko.
dziadzia, wyciągnięcie ryb z wody , dla węża to nie problem ...
Kiedyś straciłem dość sporą karaskę przez zaskrońca. Gdy mnie zauważył wypluł zdobycz i uciekł .
Rybka niestety nie przeżyła .
Kamil Twojego jesiotra też mógł wyciągnąć wąż , przestraszył się i go zostawił . . .
Pomógł: 2 razy Dołączył: 17 Mar 2014 Posty: 94 Skąd: Milicz
Wysłany: 2014-04-11, 10:23
No to nie zostaje Cię nic innego jak wziąć sobie browarka, usiąść gdzieś niedaleko oczka i czekać aż gdzieś z zarośli albo kamieni wystawi się mały łepek z języczkiem. Po tym jak napisałeś w jakim stanie była ryba po tym jak ją znalazłeś to musi być raczej zaskroniec. Tak samo wyłowił mi żaby zanim go dorwałem :-/
Pomógł: 9 razy Dołączył: 06 Maj 2012 Posty: 559 Skąd: DĘBICA,podkarpackie
Wysłany: 2014-04-11, 19:24
miałęm raz zaskrońca ok 1metr długośći, w oczku ale nie było strat bo pewnie długo tam nie siedział.Ale na rybach dawniej często widywałem zaskrońca z 30cm karasiem w pysku
_________________ Ptaki są moją pasią-golębie to ukoronowanie tej pasji.
Pomogła: 129 razy Dołączyła: 06 Maj 2010 Posty: 4150 Skąd: Warszawa/Radzymin
Wysłany: 2014-04-13, 21:17
shiftman napisał/a:
Witam wszystkich, mam do was wielką prośbę!! Doradźcie mi, co się stało. Koło godziny 13,40 wracając ze szkoły standardowo poszedłem nakarmić ryby w oczku. Po chwili szukania okazało się, że brakuje mi Jesiotra. Bylem strasznie wkurzony. Przeszukałem oczko dookoła i nic, żadnych śladów, nic. Zdołowany poszedłem do domu. Kiedy skończyłem się uczyć, około godziny 16,40 zajżalem nad oczko w nadziei że może gdzies po prostu sie zapodzial. Ale nic. I nagle uslyszalem jakis szelset w lisciach. Patrze sie, a tu jesiotr lezy caly w lisciach, Bez chwili namyslu dalem go do wody. Oddychał. Skrzela byly jeszcze czerwone wiec musial byc swierzo wyciagniety z wody. Tyle dobrze ze caly dzien padal deszcz i przezyl pod tymi liśćmi. Gdyby bylo slonce bylby juz dawno wysuszony. Dotleniajac go pod kaskada itp. Zaczol juz normalnie tylko oddychac. Lecz po puszczeniu bezwladnie lecial na dno ale nie obracal sie na brzuch ani nic tak jakby po porostu plywal sobie. Zostawilem go tak w nadziei ze odzyje po chwili. Kiedy wrocilem z treningu o 20,30 pierwsze co, poszedlem szybko nad oczko. Jesiotr juz ustabilizowal oddech i wszystko bylo ok. Lecz jedno mnie niepokoiło. Od czasu puszczenia go do oczko czyli od 16,40 nie ruszyl sie w ogóle. O tej 20,30 wylowilem go, oddychal normalnie lecz wgl nie reagowal na dotyk ani nic tak jakby dostal jakiegos paralizu. I do was pytanie co sie moglo stac. I co moglo byc przyczyna ze po 2 latach nagle cos go wyciaglo. Podkreslam ze nie mial zadnych ran po kocie czy czym innym. Po prostu mial gdzie niegdzie takie ryski lecz nie jak to kot by zrobil do miesa. Pomóżcie !! Przepraszam za bledy ale kto choc troche zna jezyk XXIw wie o co biega. Pozdrawiam
Główne błędy oznaczyłam, resztę, takich mniejszych poprawiłam. Bardziej zwracaj uwagę na ortografię.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum